Wychowaliśmy się w kulcie megamusicali. Musicalu uczyły nas wielkie sceny Baduszkowej i Romy. I Metro, które w chwili premiery było dla polskich widzów nieporównywalną do niczego superprodukcją. Ostatnio zaczynamy przekonywać się do bardziej kameralnych widowisk, jak małoobsadowe Next to Normal, ale wciąż jeszcze marzy nam się zachodni rozmach na miarę Wicked. Czy pandemia COVID-19 i związane z nią ograniczenia liczby widzów zmienią nasze myślenie o musicalu?

 

„Widownia na 3000 osób to nie teatr, to mecz piłkarski. Gdyby marzyło mi się coś takiego, zostałbym trenerem”1 – powiedział kiedyś Igor Berezin. Ten pochodzący z Kazachstanu a działający w Izraelu reżyser, absolwent słynnego moskiewskiego GITIS-u, zdobył uznanie tworząc spektakle offowe, grane zwykle dla zaledwie kilkudziesięciu widzów. Nigdy nie zabiegał o większe audytoria, wręcz przeciwnie – starał się unikać sal na więcej niż sto osób.

Doskonale rozumiem to podejście. Nie znoszę siedzieć w teatrze dalej niż w okolicach dziesiątego rzędu. Jeśli nie widzę w aktorze człowieka, który ma przecież jakąś mimikę, łapie oddech w określony sposób, być może poci się po wykonanym właśnie zadaniu fizycznym, a może zmaga się z niewygodnym kostiumem; jeśli nie mam szansy na kontakt wzrokowy; jeśli ledwo dostrzegam z oddali sylwetkę wykonawcy – to takie widowisko traci dla mnie charakter zdarzenia teatralnego. Nie jest spotkaniem człowieka z człowiekiem, tylko lizaniem cukierka przez szybę.

Wiedział o tym Jerzy Grotowski, który „twierdził, że aktor nie powinien grać dla publiczności, lecz dla każdego pojedynczego widza”2. „Publiczność” jako jednolita masa – to abstrakcyjny twór. Każdy przychodzi na spektakl z własnym, niepowtarzalnym bagażem doświadczeń i skojarzeń. Te same słowa padające z ust aktora mogą różnie oddziaływać na poszczególnych widzów, poruszać w nich różne struny. Niby oczywiste… ale nie w sali na tysiąc osób.

 

Musical w Polsce roku pandemicznego 2020

Piękne i wzniosłe cytaty o grze dla garstki wybrańców można by mnożyć. Zanim wyjaśnię, jak to się ma do kondycji musicalu w Polsce, spróbujmy ogarnąć wzrokiem nasz pandemiczny krajobraz. Pandemia zastała nas w sytuacji, w której mamy kilka dużych, prężnie działających teatrów musicalowych w największych ośrodkach miejskich – i pokaźną grupę artystów żyjących na walizkach, zwykle bez etatu, pracujących wszędzie i nigdzie jednocześnie. W ślad za artystami kursują widzowie. Podążają od miasta do miasta za ulubionymi tytułami i aktorami. Polska turystyka musicalowa stała się faktem.

Wiosną 2020, gdy w kraju wzrasta liczba zakażeń koronawirusem, instytucjonalne życie teatralne chwilowo zamiera. Przedstawienia są masowo odwoływane albo przekładane na kolejny sezon. Kwitną oddolne, głównie niekomercyjne inicjatywy on-line: koncerty na YouTube, spotkania live na Instagramie. Pozostający w domach aktorzy i widzowie tworzą w ten sposób namiastkę wzajemnego kontaktu. Stopniowo także teatry uaktywniają się w Sieci. Taka partyzantka trwa przez kilka miesięcy. W tym czasie część szeroko rozumianej branży teatralnej pozostaje bez utrzymania. Niektórym udaje się wrócić do pracy w pewnym zakresie, np. aktorzy realizują zlecenia w dubbingu. Inni szukają zarobku poza wyuczonym zawodem. Media z ekscytacją donoszą, że aktor i tekściarz Marcin Januszkiewicz zatrudnił się jako kurier.

Ale partyzantka nie może trwać wiecznie. Część scen otwiera się z powrotem jeszcze w czerwcu, pozostałe planują powrót do regularnej gry po wakacjach. Zgodnie z przewidywaniami naukowców, jesienią nadchodzi wzmożona fala zachorowań. Teatry muszą nie tylko stosować się do nakazów i zaleceń czysto sanitarnych, a więc nie tylko czuwać, by widzowie nosili maseczki ochronne czy instalować w budynkach stanowiska do dezynfekcji rąk, ale też coraz bardziej ograniczać maksymalną liczbę widzów – najpierw do 50% pojemności sali, później do 25%, co drastycznie zmniejsza przychody z biletów. Różnicę finansową najdotkliwiej odczują teatry prywatne. Różnicę w odbiorze sztuki w niemal opustoszałej sali odczują wszyscy. Po premierze musicalu Thrill Me (16 października 2020) Mazowiecki Teatr Muzyczny zamieszcza na swoim profilu instagramowym zdjęcie takiej właśnie sali z pamiętnym podpisem: „Historyczne zdjęcie, premiera Thrill Me. Pełna sala, dozwolone 25% miejsc”.

Thrill Me, Mazowiecki Teatr Muzyczny w Warszawie, 16 października 2020, fot. Marek Popowski
fot. Marek Popowski (materiały promocyjne Mazowieckiego Teatru Muzycznego im. Jana Kiepury w Warszawie)

 

W październiku 2020 działalność zawiesza świeżo otwarta w Warszawie prywatna Scena Relax, na której jeszcze we wrześniu Antoniusz Dietzius zdążył wystawić musical familijny Tajemnica Tomka Sawyera i spektakl z piosenkami Agnieszki Osieckiej, Abonament na szczęście. Kolejne teatry odwołują przedstawienia. Wrocławski Capitol przestaje grać Lazarusa zaledwie kilka dni po premierze, a dyrektor Konrad Imiela trafia do szpitala. Roma: „Z przykrością informujemy, że w związku z wykryciem przypadków COVID-19 w naszym zespole artystycznym jesteśmy zmuszeni przedłużyć odwołanie wszystkich spektakli musicalu Aida do niedzieli 25 października włącznie”3. Teatr Muzyczny w Poznaniu: „Szanowni Państwo, nasze obawy się potwierdziły: COVID-19 pojawił się również i w naszym zespole. W związku z zaistniałą sytuacją, zmuszeni jesteśmy odwołać niemal w całości październikowy set Virtuoso4. Teatr Rozrywki w Chorzowie: „Niestety u jednego z naszych pracowników pracujących przy musicalu Młody Frankenstein potwierdzono zakażenie koronawirusem. Nie mamy informacji o kolejnych przypadkach w zespole, jednak dbając o bezpieczeństwo widzów i pracowników, zdecydowaliśmy o odwołaniu musicalu w najbliższych dniach”5. Opera i Filharmonia Podlaska, po wcześniejszym odwołaniu kilku przedstawień, decyduje się na wystawienie Doktora Żywago w okrojonej wersji – „semi-stage (wersja ta polega głównie na ograniczeniu ruchu scenicznego i rozdzieleniu artystów, Orkiestra OiFP zagra z Sali Kameralnej) (…) – największą zmianą będą krótsze i mniej liczebne sceny, właśnie ze względu na bezpieczeństwo artystów, a cały spektakl będzie krótszy o około 40 minut”6.

Musicalowy ruch turystyczny zmniejsza się nie tylko ze względu na ograniczenia dostępnych miejsc na widowni i odwoływane spektakle, ale także wskutek indywidualnych decyzji widzów, by pozostać w domu. W połowie października autorka bloga Teatralna.blog zamieszcza na swoich profilach w mediach społecznościowych następujący komunikat: „W naszym kraju padają rekordy zachorowań, co rusz nowe obostrzenia. Nie jestem z Warszawy, staram się dojeżdżać co dwa tygodnie do teatru. Dla mnie każda podróż wiąże się z wykorzystaniem z transportu publicznego (nie oszukujmy się, tam nie jest bezpiecznie…). W tym poście chciałabym Was poinformować, że z bólem serca zawieszam moje podróże do teatru”7.

Mimo prób powrotu do względnie normalnego funkcjonowania wielkiej musicalowej machiny, staje się jasne, że sytuacja będzie patologiczna jeszcze przez wiele miesięcy.

 

Co dalej?

Dziś teatry zajęte są ratowaniem bieżącego repertuaru i liczeniem dotychczasowych strat finansowych. Instytut Teatralny już prowadzi gruntowne badania nad zmianami życia teatralnego w Polsce, analizując sytuację i strategie działań placówek, ich pracowników, jak również widzów w obliczu pandemii. Tymczasem na 2 listopada 2020 planowany jest w Warszawie protest środowisk artystyczno-kreatywnych. Protestujący postulują m.in. powrót do co najmniej 50-procentowego obłożenia widowni podczas wydarzeń kulturalnych oraz uregulowanie sytuacji finansowej artystów poprzez system rekompensat i zwolnienie z opłat do ZUS podczas epidemii8. Są to rozwiązania potrzebne, ale doraźne i w dłuższej perspektywie niezadowalające. Dziś mogą uratować wielu artystów przed bankructwem i przebranżowieniem, ale co się stanie, jeżeli pandemia potrwa kilka lat? A jeśli to zaledwie pierwsza z serii pandemii czekających nas w najbliższej przyszłości? Naukowcy już teraz alarmują, że w topniejących z powodu ocieplenia klimatu lodowcach ukryte są kolejne nieznane nam wirusy9. Niewykluczone, że to, co dziś nazywamy lockdownem i stanem wyjątkowym, w bliskiej, dającej się przewidzieć przyszłości stanie się normą. Czy w takich warunkach spektakle na stu wykonawców i tysiąc osób na widowni będą jeszcze w ogóle możliwe?

Koronawirus 2020, fot. Bartosz Duszyński
fot. Bartosz Duszyński

 

Wielu twórców – spontanicznie i niezależnie od siebie nawzajem – doszło do wniosku, że teatr popandemiczny musi się zmienić, a zmiana ta powinna uwzględniać dwa aspekty: hybrydowość i rozproszenie. Model hybrydowy zakłada, że część wydarzeń teatralnych odbywa się za pośrednictwem Internetu. Rozproszenie oznacza rezygnację z monstrualnych gmachów i wielotysięcznych tłumów na widowni na rzecz produkcji kameralnych. Jak ujął to dyrektor Teatru Powszechnego w Warszawie, Paweł Łysak: „Myślenie o nowych formach kontaktu, z mniejszą grupą ludzi (…), jest tym, co na pewno powinniśmy wynieść z pandemii. Świat się zatrzymał, co dotąd wydawało się niemożliwe, przynajmniej bez wojny, i bardzo bym chciał, żebyśmy tak po prostu nie wrócili do tego, co było przed pandemią. Żebyśmy pomyśleli, jak zacząć od nowa, inaczej, lepiej. I myślę, że instytucje kultury, w tym teatry, które prześcigały się od zawsze w szukaniu nowości, produkowaniu olśnień, w byciu pierwszym i najlepszym, powinny przestać pędzić, skupić się na pogłębianiu kontaktu z widzem (…). Być może będziemy dawać mniej, ale głębiej, nie powierzchownie, nie na akord, może zyskamy czas, aby rzeczy stawały się autentyczne, aby wspólnie budować coś nowego, lepszego10.

Ten proces już trwa. Zaczął się wiosną, gdy pandemia zamknęła nas w domach, a pozbawieni pracy artyści teatru zaczęli szukać dróg kontaktu z odbiorcą i sposobów na pracę przy zachowaniu wymaganych środków ostrożności. Tak powstał np. warszawski Azyl – organizowana przez Jakuba Wociala seria kameralnych koncertów w sali klubowej Teatru Rampa. Każdego wieczoru maksymalnie kilku aktorów musicalowych i od kilkunastu do kilkudziesięciu słuchaczy. Komfort niemal prywatnego koncertu i możliwość spontanicznej interakcji między artystami a odbiorcami to zupełnie nowa jakość w znanym nam świecie musicalu. Swoją drogą Wocial miał świetną intuicję nadając swojemu projektowi nazwę Azylu. Formuła spotkań w małych grupach, w sytuacji zagrożenia, ma w sobie coś z tajnych kompletów, z teatru w schronie.

W podobny sposób zrodził się pomysł na polską prapremierę Thrill Me Stephena Dolginoffa. Reżyser Tadeusz Kabicz szukał małoobsadowego musicalu, który można zrealizować w warunkach ograniczeń pandemicznych. Jego propozycją zainteresował się teatr dysponujący średniej wielkości salą. Czas pokaże, jak długo Thrill Me utrzyma się na afiszu, ale entuzjastyczne opinie pierwszych widzów wskazują, że formuła kameralnego musicalu zyskała ich pełną akceptację.

Thrill Me w Mazowieckim Teatrze Muzycznym, Warszawa 2020, fot. Maciej Lipski
„Thrill Me: Historia Leopolda i Loeba” w Mazowieckim Teatrze Muzycznym w Warszawie, fot. Maciej Lipski

 

A więc – co dalej? Miejmy nadzieję, że „egzystencjalna czilerka”, zerwanie z konsumpcjonizmem i zastanowienie się nad życiem, jak sugerował niedawno napis na pewnym krakowskim słupie ogłoszeniowym. Świat zmienia się na naszych oczach, a prawa ewolucji wymagają, by na zmiany odpowiednio reagować, jeśli chce się przeżyć. Biologicznej metafory używam nieprzypadkowo; mówimy przecież nie tylko o sztuce czasu pandemii, ale i sztuce w dobie kryzysu klimatycznego (obie katastrofy są zresztą ze sobą powiązane, a ich wspólnym mianownikiem jest szkodliwa działalność człowieka).

Jeśli teatr (zarówno ten „artystyczny”, jak i czysto rozrywkowy) ma być żywy, ważny i potrzebny, to nadszedł czas, by pomyśleć go inaczej. Wydaje się, że pierwszym krokiem powinno być premiowanie małych, rozproszonych, a przez to lepiej dostępnych dla wszystkich „azyli” zamiast budowania kolejnych molochów. Stawianie na bliski, bezpośredni kontakt aktora z widzem i dobry materiał muzyczno-literacki, a nie na warte miliony dekoracje. Może oznacza to doinwestowanie małych scen, a może – gruntowną reformę architektury teatralnej? Kto powiedział, że scena pudełkowa jest wieczna? Jedno jest pewne: w wyścigu ewolucyjnym, w którym stawką jest przetrwanie, wygrywają ci, którzy potrafią przystosować się do nowej rzeczywistości, nie zaś ci, którzy tę rzeczywistość zaklinają w nadziei na powrót starego porządku.

21 października 2020

1 Igor Berezin, Ha-Bima we-ha-Kameri osim pop [Habima i Kameri robią pop], rozm. przepr. Avi Ornan, „Maariv” nr 106, 12.01.2007, dodatek „Promo”, s. 9 (cytat z jęz. hebrajskiego w przekładzie własnym).

2 Eugenio Barba, Spalić dom: Rodowód reżysera, tłum. Anna Górka, Wrocław–Warszawa 2011, s. 21.

3 [b.a.], Spektakle musicalu „Aida” odwołane do 25.10, oficjalna strona Teatru Muzycznego Roma w Warszawie, 16.10.2020, dostęp 20.10.2020.

4 [b.a.], „Virtuoso” i „Rodzina Addamsów” – odwołujemy i zmieniamy terminy!, oficjalna strona Teatru Muzycznego w Poznaniu, 19.10.2020, dostęp 20.10.2020.

5 [b.a.], Informacje dotyczące funkcjonowania Teatru Rozrywki w najbliższym czasie, oficjalna strona Teatru Rozrywki w Chorzowie, [20.10.2020], dostęp 20.10.2020.

6 [b.a.], „Doktor Żywago” w wersji semi-stage, oficjalna strona Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku, 21.10.2020, dostęp 21.10.2020.

7 Wpis na Facebooku Teatralna.blog, 16.10.2020, dostęp 20.10.2020.

8 Łukasz Kamiński, Protest ludzi kultury: „Dzień Zaduszny jako metafora ludzi tworzących w Polsce sztukę”, „Gazeta Wyborcza” on-line, 20.10.2020, dostęp 20.10.2020.

9 Marcel Wandas, Koronawirus to tylko początek? Topniejące lodowce mogą uwolnić kolejne źródła chorób, SmogLab, 10.02.2020, dostęp 20.10.2020.

10 Agnieszka Jakimiak, Paweł Łysak, Teatr popandemiczny, rozm. przepr. Aneta Kyzioł, „Polityka” on-line, 26.06.2020, dostęp 20.10.2020.